Nielubiany w UE David Cameron przegral glosowanie w parlamencie Wielkiej Brytanii w sprawie budzetu UE na nastepnych kilka lat.
wiadomosci.dziennik.pl/swiat/artykuly/409274,bunt-w-partii-davida-camerona-poszlo-o-unijny-budzet.html
Jak sie okazuje, przegral, bo byl wobec UE za MIEKKI.
Chcial realnego zamrozenia budzetu UE, a jego wielu z poslow jego partii, jak i lizusowska wobec UE – Partia Pracy – zazadaly realnych CIE,C (nie mylic z Grasiem).
Dwa smutne wnioski + niejasnosc…
1. Polska to ani Niemcy, ani Wielka Brytania; Donek w ogole nie musi pytac Parlamentu o zdanie w sprawie stanowiska Polski w UE, widac regula „nic o nas bez nas” nie obowiazuje Kaszubow w panstwie polskim, w Polsce Platformy, jak na Bialorusi, czy w Rosji, mamy rzady jednostki (szkoda, ze takiej…) a nie rzady prawa.
To jest wniosek dla Polakow najwazniejszy i najsmutniejszy.
2. Nawet tak pozytywna postac w nader miernym i smutnym krajobrazie UE, jak David Cameron, musi czasem uciec sie do taktycznej porazki.
Niejasnosc: stanowisko w tej sprawie pro-UE, brytyjskiej Partii Pracy, z perspektywy laika, kaze rozwazac taka alternatywe:
-Partia Pracy to uczciwi Brytyjczycy, ktorzy przejrzeli na oczy i – nareszcie – bronia UK przez rakiem EUrosystemu
-Partia Pracy to partia podobna do Platformy Obywatelskiej – niewazna jest dla nich substancja, prawda, spojnosc (integrity) wazne sa tylko gry o wladze.
Sprawy brytyjskie interesuja mnie platonicznie. Ale – jak to sie moglo stac, ze polski Parlament nie ma wplywu na stanowisko negocjacyjne rzadu RP w Radzie Unii Europejskiej, ktorej ustalenia sa dla Polski wiazace?
Wiecie, co to oznacza? Ze sprawy ekonomiczne Polski wisza na jajach Tuska. Czyli w powietrzu…